wtorek, 26 marca 2013

#4 - Carmen

  Punktualnie o godzinie 8:20 zadzwonił mój budzik informując mnie tym samym, że pora wstawać. Zwlekłam się z łóżka, o dziwo w bardzo dobrym humorze. Przeciągnęłam się, jak miałam w zwyczaju. Udałam się do łazienki, gdzie wzięłam długą relaksującą, przede wszystkim uspokajającą kąpiel. Kiedy woda zaczęła robić się chłodna wyszłam z wanny i okręciłam się miękkim, białym ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem, umyłam zęby oraz twarz. Wróciłam do pokoju. Ubrałam się w coś miare wygodnego czyli bordowe rurki, biały t-shirt oraz czarne vansy. Pogoda za oknem nie była ciekawa, co zmusiło mnie do zabrania ze sobą kremowej parki, którą położyłam na wcześniej przygotowanej walizce. Gdyby nie liczyć ubrań, w których nie chodzę moja szafa została prawie całkowicie pusta. Bardzo dobrze. Mam pewność, że moja młodsza siostra nic nie zniszczy.
Wysuszyłam włosy, a następnie je rozczesałam. Schowałam do kieszeni swój telefon. Zniosłam na dół swoją walizkę oraz czarną torbę przyozdobioną złotymi ćwiekami, do której spakowałam laptopa. Mama zrobiła pożegnalne śniadanie w postaci gofrów z bitą śmietaną czekoladą i truskawkami. Na myśl, że zaraz to wszystko zjem mimowolnie uniosłam kąciki ust do góry. Usiadłam przy stole, a rodzicielka podsunęła mi talerz z jedzeniem pod nos.
 - Nawet nie wiesz, jak będziemy tęsknić - odezwała się Annie. Wywróciłam teatralnie oczami.
 - Nie wysilaj się. Zabrałam ze sobą wszystkie rzeczy - uśmiechnęłam się triumfalnie.Na twarzy siostry zagościł grymas. - 1:0
 - Mamo ! - jęknęła An patrząc błagalnie na brunetkę.
 - Później pojedziemy na zakupy - odparła zrezygnowana mama.
 - 1:1 - powiedziała młoda unosząc głowę do góry.
 - Jadę w trasę koncertową z One Direction - oznajmiłam i zaczęłam konsumować posiłek.
 - Wygrałaś... - mruknęła cicho. (...)
   Po zjedzeniu rzekomo najważniejszego posiłku w ciągu dnia, udałyśmy się na lotnisko. Na szczęście Annie została w domu. Narobiłaby mi mnóstwo wstydu, gdyby zaczęła piszczeć na widok chłopców.
Na miejscu byli już wszyscy. Czyżbym się spóźniła ? Poszłam do odprawy jako pierwsza, gdyż  nie chciałam, aby cały świat znał mnie jako "Tajemniczą dziewczynę podróżującą z One Direction". Dostałam specjalny bilet, dzięki któremu będę mogła wejść na pokład prywatnego samolotu. Pożegnałam się z mama. Co dziwne jej ostatnie słowa brzmiały "Nie rób głupstw." Jakoś nigdy jej szczególnie nie interesowało co robię. Wsiadłam na pokład samolotu. Zajęłam miejsce na końcu, przy oknie. Chwilę później dołączyli pozostali. Pomimo, że wiele osób posyłało mi ciepłe uśmiechy nie czułam się komfortowo. Tak naprawdę nie znałam tam nikogo. Mimo wszystko, nawet Zayn był dla mnie obcą osobą. Przecież znam tylko jego imie. Zamieniliśmy ze sobą góra 10 słów.
Wystartowaliśmy. Czekał mnie zaledwie godzinny lot, ale nie miałam bladego pojęcia co ze sobą zrobić,  więc po prostu zaczęłam obserwować każdego po kolei. Wysoka blondynka trzymająca na rękach małą dziewczynkę usiadła kilka miejsc dalej. Dwóch brunetów niosących ze sobą futerały z gitarami. Obok mnie Louis i Harry siedzieli wtuleni w siebie. Wyglądają jak... para. Nie, to niedorzeczne, przecież Lou jest z Eleanor. Chyba... Niall siedział obok Liam'a, który bezskutecznie namawiał Irlandczyka do zjedzenia paru frytek. Dziwne. Zawsze myślałam, że Niall to zespołowy głodomór...
Z moich przemyśleń wyrwał mnie Zayn, który zajął wolne miejsce tuż koło mnie.
 - Dlaczego tak daleko usiadłaś ? - spytał Mulat pokazując przy tym swoje białe zęby.
 - Nie chciałam się rzucać w oczy - oznajmiłam cicho.
 - Ciszej się nie dało ? - zaśmiał się melodyjnie. Muszę przyznać, w jego towarzystwie nie byłam sobą. Nie krzyczałam, wręcz szeptałam każde zdanie. Bałam się. Bałam się tego, że zacznę mówić, aż powiem coś, czego wcale nie chciałam wyznać. Za bardzo się przejmuję tym, co inni o mnie myślą. Nie potrafię żyć inaczej.
 - Dało - oznajmiłam już normalnym tonem.
Całą naszą konwersację tak naprawdę ciągnął Zayn. Nie wiedziałam o co pytać, jakie tematy poruszać. Próbowałam traktować go jak normalnego chłopaka, ale mój umysł cały czas mi przypominał, kim on jest. (...)
   - Jesteśmy - oznajmił Zayn, kiedy po raz kolejny za bardzo skupiłam się na moich myślach, niż na tym, co mówił Malik. Podniosłam się z siedzenia i zabierając moją torbę udałam się do wyjścia. Kierowałam się cały czas za chłopcami, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię. Jak się okazało była to ta sama kobieta, która była z dzieckiem w samolocie...
 - Cześć, jestem Lou. Miło cię poznać - uśmiechnęła się - Chodź ze mną, nie wychodzimy tym samym wyjściem co 1D ze względu na fanów...
 - To nawet lepiej. Jestem Carmen, mnie również jest miło - odwzajemniłam gest. Ruszyłam w przeciwnym kierunku i jak się okazało, faktycznie nie było tam żadnych fanów. Wsiedliśmy do czarnego Range Rovera stojącego na parkingu. Córeczka Lou cały czas na mnie patrzyła, śmiała się. Hmm. Nie moja wina, że nie lubię dzieci. Trochę się głupio przez to czułam, ponieważ prawie wszyscy mnie obserwowali, a za każdym razem posyłałam dziewczynce dziwne spojrzenie.
Na szczęście szybko dojechaliśmy do hotelu. Miałam swój pokój. Chociaż pokój to nie jest dobre określenie. Raczej apartament. Zaraz po wejściu w oczy rzuciła mi się skórzana sofa, naprzeciw której wisiał plazmowy telewizor. Drzwi po prawej stornie prowadziły do łazienki, która była... Wow. Bardzo duża. W kącie stało jacuzzi, jedna ze ścian była prawie całkowicie pokryta lustrem. Znajdowały się tam także marmurowe umywalki, które były podświetlane. Obok prysznica znajdowała się sauna.  Następny był mój pokój, łagodne, piaskowe kolory ścian; duże łóżko, drewniana komoda. Na podłodze leżała moja walizka. Była jeszcze jedna sypialnia, znajdowała się tuż obok mojej i była identyczna. Co dziwne, tam też leżały czyjeś bagaże. Czyżbym miała współlokatora ? Na odpowiedź długo nie musiałam czekać, gdyż w progu stanął Zayn.
 - Pomyślałem, że nie chciałabyś być sama - odparł zagryzając dolną wargę.
 - Miło... - powiedziałam uśmiechając się. Udałam się do siebie, wyciągnęłam laptopa i napisałam na twitterze "Zayn Malik is here ! xx".

niedziela, 17 marca 2013

#3 - Petra

-Tato! -Krzyknęłam do słuchawki.- Nie uwierzysz, aaaa! Wygrałam bilet na koncert!
- Jaki koncert? - Zapytał z niedowierzeniem.
- Jakiś czas temu ogłoszono koncert na pewnej stronie i wygrałam. Idę na Bruno Marsa za tydzień z Vicky w Londynie! - Podskoczyłam z radości.
- Nigdzie nie idziesz. - Powiedział szorstko.
- Ale dlaczego? - Moja radość nagle gdzieś zginęła.
- Jutro wyjeżdżasz do collage'u moja droga panno.
- Może i wyjeżdżam, ale wróce na dwa dni. I tak jeszcze zajęcia się nie zaczynają. - Kiedy to powiedzialam uslyszałam w słuchawce, że rozmowa została zakończona. No tak, ojciec się obraził. Nic nie poradzisz, jak wróci do domu wszystko będzie ok, na pewno. Może i ma racje, martwi się człowieczek. Jutro wyjeżdżam do collage'u, nie znam tam nikogo, nowi ludzie, nowe miasto, nowa szkoła.. Mnie to jakoś nie martwi, przezieć sobie poradze i nie zbawi mnie nic jeśli wrócę do Londynu na dwa dni.
Pora się pakować. Wyjęłam z pod łóżka dużą walizkę i zaczęłam się pakować....

Cambridge, 18 Sierpnia
Wysiadłam z pociągu, to przecież tylko 40 minut drogi, nie wiem czemu tata się tak gorączkuje. (...)
Fajnie mieszkać w mieszkaniu studenckim. Fajnie też, że jestem pierwsza. Kiedy weszłam do środka mieszkania na każdych drzwiach wisiały kartki z imionami. Mieszkam z jakąś Rosie, Josh'em i Łukaszem. O polak, w sumie ucieszyłam sie kiedy zobaczyłam jego imię. Już się nie moge doczekać kiedy poznam moich współlokatorów, mm nadzieję, że są spoko i nie mają bzika na żadnym punkcie, nie przeszkadzają im imprezy ani nic. Oby byli normalni- pomyślałam. (...)
Mój pokój, kolory mi się podobają. Sufit jest biały a ściany w kolorze jasnego różowego, słodkie. Może i dla małej dziewczynki ale mi się podobają. Meble są białe, idealne. A do tego przez okno mam widok na unirevsytety, jest niesamowicie. Tata się postarał, nie byle co. Pora zacząć rozkakowywanie - Pomyślałam. Otworzyłam dużą walizkę i zaczęłam wygiągać ubrania, nie wzięłam ich za dużo, tylko te ulunione, zamierzam sobie nakupić tutaj wiele ciuchów, aaa co! Włączyłam w między czasie laptopa i weszłam od razu na fb pochwalić się znajomym że już jestem w Cam. Teraz pora na YT. Włączyłam sobie piosenke - 'One Way Or Another', ostatnio bardzo mi siedzi w głowie. Minęło tak sporo czasuzanim sie rozpakowałam. Jakieś trzy godziny, nie było jeszcze póżno. Pora obiadowa, postanowiłam coś zjeść. Niedaleko jest świetna restauracja, 'Browns'. Z tego co czytałam to najlepsza w mieście, trzeba się tam wybrać. Ubrałam dżinsowe spodenki z wyższym stanem, kremową koszulkę z kołnieżykiem, vansy i wzięłam małą torebkę na pare potrzebnych rzeczy. Wychodząc z pokoju usłyszałam jak drzwi się otwierają. Podeszłam do korytarza z uśmiechem na twarzy, a tam zobaczyłam chłopaka. Wysoki brunet. Łukasz albo Josh, jeszcze nie wiem. Chłopak mnie nie widział, był zajęty taszczeniem swoich ogromnych walizek. Podeszłam do drzwi i powiedziałam:
-Pomóc ci? - Chłopak ewidentnie się wystarszył, aż odskoczył. Spojrzał na mnie a ja uniosłam brwi ku górze. To dziwne, pomyślałam, znam go. Dziwne.
- W sumie możesz. - Uśmiechnął się szeroko i podał mi jedna z mniejszych toreb. Chwyciłam ją i szłam przed siebie.
-Który pokój, Josh czy Łukasz? - Odwróciłam się na pięcie i spoglądnęłam na chłopaka. Był jakiś zdziwiony, jakby dziwiło go to, że nie wiem kim jest.
-Josh. -Odpowiedział.
-Zaniosłam walizkę i przekręciłam delikatnie kluczyk, otworzyłam drzwi. Pokój był niebieski, dosyć duży a przed wszystkim jasny. Chyba największy pokój w domu, do tego dwie ściany były oklejone opakowaniami do jajek.
-Grasz na bembach czy co?
-Tak. Gram nawet w zespole. - Zaśmiał się.
-Jakim? - Spytałam z zaciekawieniem w głosie i uśmiechnęłam się wesoło. - Widzę, że mam sławnego współlokatora, fajnie.
-Raczej twój współlokator ma sławnych kolegów. - Zaśmiał się. (...)
-What do you mean? - Powiedziałam się śmiejąc się.
-Gram w One Direction. -Odpowiedział poważnie. Z początku zaczęłam się śmiać ale on nie zaczynał, coś było nie tak.
-Jaja sobie ze mnie robisz, hahaha?
-Nie, nie żartuje. -Odopowiedział i się zaśmiał. - Tak w ogóle jestem Josh Devine, cześć. - Podał mi prawą rękę na przywitanie.
-Hej, jestem Petra.- Chwyciłam niezręcznie jego rękę i uśmiechnęłam się, trochę ten uśmiech był wymuszony. Troche wstyd, że go nie rozpoznałam, przecież Vicky kocha One Diection. To może przez nerwy. (...)
Często słucham One Direction, ale nie jestem aż taką fanką żeby znać cały zespół. Nie to co Vicky, ja mam taką szajbę na punkcie Bruna. Ale Niall Horan też jest świeny, hoho. Z resztą jak i cała reszta. Nie raz śmiałyśmy się, że wyjdę za Bruna a moim kochanikiem będzie  Niall, niezłe żarty, haha. (...)
Zapukałam do drzwi, usłyszałam 'prosze. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Josh właśnie rozkładał swój sprzęt. Spojrzał na mnie zalotnym wzrokiem i uśmiechną się.
-No co tam chcesz młoda? -Zaśmiał się.
-Może pójdziesz ze mną na miasto, chciałam iść coś zjeść. Do Brownsa, podobno dobra restauracja.
-Jasne, możemy iść. Ale nie pobawimy długo, rano jadę z kolegą po kota.
-Jedziecie po kota? -Zrobiłam ogrome oczy
-Tak, a co?
-Mogę jechać z wami? Planuję od dawna mieć kota, ale ojciec w Londynie się nie zgadzał na niego. CHciałabym mieć go tutaj, jesliby reszcie nie przeszkadzał. -Uśmiechnęłam się szeroko.
-No myślę, że nie będzie miał nic przeciwko jeśli tylko będziesz zachowywać się normalnie. - Zaśmiał się.
-Yyyyy, ja się nigdy nie zachowuje normalnie. - Śmiejąc się wystawiłam jezyk w jego stronę.
Josh wziął bluzę i wyszliśmy, bawić się w Cam. (...)

sobota, 2 marca 2013

#1 - Carmen

 - Więc tak... Póki co Tiffany zbierze zamówienia, ty możesz się oswoić z nowym środowiskiem. Tylko nie długo, musisz roznieść później klientom wszystko co zapisała. Włóż to i powodzenia ! - Heather podała mi fartuch w kolorze kakaowym i ze sztucznym uśmiechem na twarzy udała się do swojego biura. Włożyłam na siebie otrzymany wcześniej fartuch, po czym postanowiłam przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Mniej więcej dowiedziałam się gdzie co jest. Tylko dwa miesiące i będę w Londynie. Jak pomyślę, że mam malować te wszystkie cudowne budynki, London Eye, Tamizę, Big Bena... Nie ma wspanialszego uczucia. Maluję odkąd pamiętam. Zawsze fascynował mnie ten świat i wszystkie piękne miejsce, które się na nim znajdują. Tak naprawdę nie ma żadnej innej rzeczy, w której jestem dobra poza rysowaniem. W szkole nie idzie mi najlepiej... Kilka trójek, które liczą się bardziej niż te lepsze oceny.
 - Carmen, tak ? - spytała prawdopodobnie Tiffany chwytając moją rękę. Momentalnie się ocknęłam.
 - Tak, to jak - odparłam cicho.
 - Świetnie. Miło cię poznać. Musisz zanieść cappuccino do stolika przy ścianie. Wyjaśnię ci jak to się robi. Musisz podstawić filiżankę, kliknąć tu, tu i tu; później poczekaj i gotowe ! To ja wracam do swoich zajęć... - powiedziała blondynka nie pozwalając mi dojść do słowa. Popatrzyłam jak odchodzi. Przynajmniej wiem, że jeśli chcę coś powiedzieć to nie mogę czekać, aż ona dopuści mnie do słowa.
 Ustawiłam porcelanowe naczynie i ustawiłam je na tacy. Delikatnie uniosłam blachę w górę i postawiłam pierwsze kroki w kierunku stolika. Byłam całkowicie skupiona na kawie, kiedy...
 - O matko ! Przepraszam - wycedziłam chwytając swój fartuch i wycierając z jego koszulki gorący napój. Chłopak syknął lekko. - Przepraszam !
 - Nic się nie stało, poradzę sobie - odpowiedział, po czym zaśmiał się melodyjnie.
 - Tak przykro, nie chciałam. - kontynuowałam wykonywanie czynności. Mulat, jak się okazało chwycił mój podbródek, a następnie podniósł moją twarz, abym popatrzyła w jego brązowe tęczówki.
 - Naprawdę, nic się nie stało - oznajmił uśmiechając się ciepło. Spuściłam wzrok. Wróciłam na zaplecze. Miałam nadzieję, że znajdę tam jakiś mop. Zamiast przedmiotu, który jak sądziłam tam się znajduje zastałam Heather wyczekującą na wyjaśnienia.
 - Zaraz posprzątam... - mruknęłam starając się nie patrzeć jej w oczy.
 - Nie trudź się... Wylatujesz ! - wydarła mi z rąk fartuch. Właśnie planowałam go wymienić na nowy, czysty. Przytaknęłam głową. Zabrałam swoją torebką, nawet nie zdążyłam jej wypakować. Udałam się w stronę wyjścia. Nie chciałam widzieć roześmianych ludzi, których musiałam ominąć opuszczając lokal, więc wlepiłam wzrok w czubki moich butów. Pociągnęłam za klamkę i popchnęłam drzwi słysząc przy tym charakterystyczne skrzypnięcie oraz dźwięk dzwoneczków. Moim następnym celem był park.
 - Zaczekaj ! - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się. To był chłopak, którego oblałam kawą. Właściwie, znam go. - Przykro mi, że z mojego powodu straciłaś pracę. - powiedział zdyszany unosząc kąciki ust w górę. Nie wiem, co go tak zmęczyło. W końcu zdążyłam ledwie opuścić kawiarenkę.
 - W zasadzie, czułam, że to nie dla mnie - odparłam bacznie przyglądając się jego koszulce, a dokładniej napisowi, który brzmiał "Cool kids don't dance".
 - Jestem Zayn... - oznajmiła na co przytaknęłam i przeniosłam wzrok na jego twarz. - Myślę, że mam dla ciebie nową pracę. Podoba nam się w jaki sposób się ubierasz, a nasza stylistka potrzebuje pomocy. Chłopcy się zgodzili... - spojrzał w lewo, gdzie w oknie stało czterech chłopaków. Szczerzyli się jak nienormalni. Zaśmiałam się pod nosem.
 - Byłoby świetnie, ale nie wiem czy moja mama się na to zgodzi... - westchnęłam cicho.
 - Gdzie mieszkasz ? - spytał. Podałam nazwę ulicy oraz numer domu.
 - Wpadniemy do ciebie wieczorem, jeśli to nie problem - uśmiechnęłam się, co znaczyło tak. Zayn wrócił do środka, a ja obróciłam się na pięcie i jak najszybciej pobiegłam do domu.

Weszłam do swojego pokoju, gdzie jak zawsze panował bałagan. Rzuciłam torbę w kąt. Usiadłam przy biurku i wyciągnęłam z szuflady pierwszy lepszy zeszyt. Otworzyłam go i ostentacyjnie zaczęłam się uczyć. Kiedy rodzicielka po raz setny zaglądnęła, aby sprawdzić co robię rozległ się dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się delikatnie. Byłam pewna, że to Zayn i jego zespół. Nie, źle to zabrzmiało. Miałam na myśli... eee... One... Dere... Dajrek.... Direction. Wyciągnęłam spod łóżka laptopa, którego dostałam na urodziny od ojca. Mama nic o nim nie wie. I dobrze, gdyż zaraz by mi go skonfiskowała. Weszłam na facebook'a, twitter'a i inne głupie strony. Po jakimś czasie mi się to znudziło, więc postanowiłam podsłuchać o czym dyskutują. Stanęłam na schodach tak, aby nikt mnie nie zauważył.
 - Co ze .... ? Nie może ..... tak ?
 - Wszystko ....  - powiedział jakiś męski głos.
 - W takim razie .... - odpowiedziała mama. Zacisnęłam dłonie w pięści z nadzieją, że zaraz przybiegnie do mnie Zayn i krzyknie : "Jedziesz z nami !" Jednak tak się nie stało. Przybiegła moja mama. Szczerze zaskoczona faktem, że się udało przytuliłam chłopaków. To będzie coś niesamowitego ! (...)
 - Bardzo dziwne masz to imie... - mruknął Niall oglądając zdjęcia postawione na komodzie.
 - Niall ! - upomniał go Liam.
 - Nie szkodzi. Mi też się nie podoba - uśmiechnęłam się ciepło.
 - Cieszysz się, że z nami pojedziesz ? - spytał Harry, który właśnie leżał na moim łóżku. Jego głowa spoczywała na torsie Lou, który bawił się jego loczkami.
 - Oczywiście ! Przecież to jest praca idealna, a przy okazji zwiedzę trochę świata.
 - Interesujesz się rysowaniem ? - wtrącił Zayn pokazał chłopcom jeden z obrazków w moim szkicowniku. Wyrwałam mu zeszyt z dłoni i szybko schowałam. Było tam mnóstwo jego portretów. Nie, żebym go jakoś wielbiła tylko... Ma bardzo ciekawą twarz, którą uwielbiam malować.
 - Tylko czasami... - odparłam. - To kiedy ruszamy ? - zmieniłam temat z nadzieją, iż brunet już nie powróci do tego tematu.
 - Za dwa dni ! - odpowiedział entuzjastycznie Louis.
 - Mogę to zjeść ? - spytał Nialler trzymając w dłoni paczkę chipsów, które schowałam do szafki. Zaśmialiśmy się.
 - Jasne...

// Jest pierwszy ! Nie jest zbyt ciekawy i dosyć banalny, ale to dopiero początek :3 xx